1932 r.: Zabytkowemu kościołowi w Komorowicach grozi zagłada
17 grudnia 2020
2858
Dlaczego starym kościołem w Komorowicach zainteresowała się wiedeńska komisja? Czemu komorowiczanie nie chcieli budować nowej świątyni z dala od drewnianego kościoła? Z jakiej przyczyny przed II wojną światową nie doszło do przeniesienia zabytkowej budowli? Na te pytania odpowiedzi można znaleźć w artykule "Zabytkowemu kościołowi w Komorowicach grozi zagłada", który opublikowano w 74. numerze Kuriera Literacko Naukowego (1932 r.).
Inż. arch. Hernyk Jasieński
Zabytkowemu kościołowi w Komorowicach grozi zagłada
Bolesny brak pietyzmy dla wartości zabytkowych
Kraków, dnia 13 marca 1932 roku
W Komorowicach pod Białą, na samej granicy Śląska Cieszyńskiego istniej drewniany kościół z XVI w., znany szeroko w kołach miłośników starego budownictwa.
O jego wartości zabytkowej świadczyć może fakt, ze gdy jeszcze przed wojną aktualną stała się budowa kościoła nowego dla znacznie powiększonej parafji, Centralna Komisja Konserwatorska w Wiedniu oświadczyła się z gotowością przejęcia na siebie kosztów konserwacji kościoła starego, a ponadto obiecała subwencje na nowy, pod warunkiem, że stanie on od starego w odległości co najmniej 500 m.
Przyszła wojna, sprawa subwencji poszła w niepamięć, a parafianie w obawie, że dla odległego nowego kościoła będą musieli postawić także i nową plebanję, wystawili kościół nowy tuż obok starego, ten ostatni zamierzając rozebrać na materiał.
Z czasem zaczęto jednak zastanawiać się, w jaki sposób stary, zabytkowy kościół zachować od zguby i zużytkować.
Znakomity historyk sztuki, prof. Strzygowski, proponował, żeby kościół zapełnić okazami starej ludowej sztuki kościelnej i uczynić go obiektem muzealnym.
Następnie wypłynęła myśl przeniesienia kościoła do Krakowa i uczynienia z niego ośrodka projektowanego w lesie Wolskim "polskiego skansenu", czyli muzeum starego budownictwa na wolnym powietrzu.
Wreszcie ubiegłej jesieni sprawa kościoła wkroczyła na najwłaściwsze i najstosowniejsze tory, gdy X. Metropolita krakowski oświadczył się z gotowością utworzenia nowej parafji dla Przegorzał, Bielan i Woli Justowskiej i wyraził zgodę na przeniesie w te strony właśnie kościoła komorowickiego. Na tej podstawie, jako parafjanin, prof. Szyszko Bohusz wystarał się o przeznaczanie na ten cel kilkunastotysięcznego zapisu, sam zadeklarował znaczną sumę, i po porozumieniu z prezydentem Beliną Prażmowskim, zapewnił przyczynienie się do kosztów również gminy miasta Krakowa.
Z wiosną br. miano się już przystąpić do przeniesienia, gdy najniespodziewaniej kurja metropolitalna odstąpiła od zamiaru utworzenia nowej parafji, motywując to tem, że rozwój osiedla urzędniczego na Woli Justowskiej jest zahamowany przez kryzys na długie lata, że Bielany do nowej parafi przystąpić nie chcą, a same Przegorzały nie wystarczają na utrzymanie plebanji.
Wobec tego odpada możność użycia pewnych sum, przeznaczonych właśnie na cele religijne i cała sprawa staje ponownie pod znakiem zapytania, a co gorsza istnieją uzasadnione obawy, że parafianie komorowiccy zwodzeni przez tyle lat nie będą chcieli dalej czekać i że kościółek tamtejszy pójdzie w końcu na rozbiórkę.
Nie wchodząc w rozważanie pytania, kto tu jest winien, jakkolwiek w danym wypadku było niewątpliwie sporo dobrej woli, a nawet i inicjatywy także i ze strony sfer kościelnych, należy podnieść stale powtarzanie się tego zastraszającego braku zrozumienia i pietyzmu dla wartości kulturalnych w naszem społeczeństwie.
Wobec tego rodzaju nastrojów coraz bardziej staje się palącem zabezpieczenie objektów zabytkowych i usunięcie ich z pod wolnej gry ślepych sił. Oby uratowanie kościoła komorowickiego zapoczątkowało szczęśliwy kurs w tym zakresie spraw.